Kiedy tysiące kobiet i mężczyzn wychodzi na ulice, a o protestach w Polsce piszą media na całym świecie to chcemy podzielić się naszym oburzeniem z całym światem. Ale jak wytłumaczyć naszym znajomym z zagranicy, co właściwie dzieje się w Polsce? Kiedy cudzoziemcy pytają nas o co chodzi? Do którego momentu historii musimy się cofnąć w naszej narracji, by wytłumaczyć w jakim niebezpieczeństwie znalazły się Polki?
Chyba warto zacząć od osiągniętego w bólu, pośród krzyków protestów i kłótni, rozwiązania z 1993 roku, kiedy osiągnięto tzw. kompromis aborcyjny. W kraju w zdecydowanej większości deklarującym się jako katolicki, to rozwiązanie było trudne do osiągnięcia. Ale się udało. I tak od kilkudziesięciu lat Polki miały możliwość usunięcia ciąży w 3 przypadkach:
- gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety (bez ograniczeń ze względu na wiek płodu)
- gdy badania lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej),
- gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (do 12 tygodni od początku ciąży)
Warto zaznaczyć, że przez lata diagnostyka medyczna bardzo się rozwinęła i obecnie możemy stwierdzić ze stuprocentową pewnością, czy płód jest uszkodzony i ma poważne wady genetyczne.
Przez lata różne rządy próbowały a to zaostrzyć, a to zliberalizować ustawę. Jednak żadnej ze stron się to nie udało. Do teraz, kiedy to rządząca partia i jej stronnicy, po nieudanych próbach zaostrzenia aborcyjnego prawa w Polsce, postanowili ominąć drogę parlamentarną i zamiast władzą ustawodawczą posłużyć się sądowniczą.
Po kontrowersyjnej zmianie składu sędziów w Trybunale Konstytucyjnym, który to sposób podważany jest przez konstytucjonalistów, i po tym, jak w składzie TK znalazły się m.in. budząca kontrowersje posłanka Pawłowicz czy żona ambasadora Polski w Berlinie, sędzia Przyłębska (znana wielu działaczom i organizacjom polonijnym), sukces tego zabiegu miał być zagwarantowany.
I tak 22 października 2020 udało się ugrupowaniu rządzącemu doprowadzić do wydania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, w którym stwierdza się, że przepisy dotyczące tzw. aborcji przeprowadzanej w przypadku podejrzenia choroby dziecka lub jego upośledzenia (ustawa z 1993 roku) jest niezgodna z Konstytucją RP z 1997 roku. Wniosek o uznanie ich za niezgodne z prawem złożyła do TK grupa posłów PiS. Wyrok zapadł większością głosów sędziów TK.
Znamy ogólny kontekst. A co de facto oznacza dla kobiet (i nie tylko) orzeczenie TK? Że kobiety potraktowane zostały w sposób przedmiotowy, pozbawiono je prawa do decyzji, do samostanowienia w przypadku nawet najbardziej dramatycznych przypadków ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu. Kobiety będą zmuszone rodzić nawet w przypadku braku jakichkolwiek szans życia zdeformowanego, ciężko chorego płodu.
I tu pojawia się krążące po internecie określenie: „piekło kobiet”. Bo tym jest faktycznie takie przymuszanie kobiet do doprowadzenia ciąży do końca. To nałożenie na kobiety obowiązku postawy heroicznej – niezależnie od stanu upośledzenie płodu (bezmózgi, bezczaszki, zroślaki, brak podstawowych organów wewnętrznych itp.) ciąża ma być zakończona porodem. Choćby dziecko było już od dawna martwe lub, niezdolne do utrzymania funkcji życiowej, umarło (często w bólu!) w ciągu minut, godzin, może dni po porodzie...
Opinia publiczna karmiona jest rządową propagandą wygranej walki z aborcją eugeniczną (def. eugeniki: ulepszanie kolejnych pokoleń i wykluczenie „słabych” genów w drodze selekcji gatunku), a sprawa dotyczy przerywania ciąży ze względów embriopatologicznych - z powodu ciężkich, nieodwracalnych wad płodu lub choroby zagrażającej życiu.
I uwaga!- Niepełnosprawność, na co zwraca uwagę między innymi Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, może być konsekwencją nieodwracalnego upośledzenia płodu, ale nie jest, według ustawy, samodzielną przesłanką aborcyjną.
Zgodnie z Konstytucją każdy ma prawo do ochrony zdrowia, w tym zdrowia psychicznego. Zmuszanie kobiet do donoszenia ciąży i urodzenia dziecka niemającego żadnych lub niewielkich szans na przeżycie, niejednokrotnie odczuwając ból, powoduje traumę i długotrwałe cierpienie psychiczne. W Konstytucji przewidziany jest również zakaz tortur i poniżającego, nieludzkiego traktowania. Ponadto Polska jest sygnatariuszem umów międzynarodowych, w tym Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, zatem nie może w sposób sprzeczny z przyjętym porządkiem prawnym kształtować własnych przepisów. Państwo polskie podlega jurysdykcji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i ma obowiązek wykonywania wyroków Trybunału.*
Mimo tego, orzeczenie Trybunału pozbawia Polki tych praw. A perspektywa kobiet (oraz ojców i rodzin) jest pomijana. Tzw. „obrońcy życia” świętują sukces, chociaż nazwać by ich można było co najwyżej „obrońcami porodu”, bo protesty rodziców niepełnosprawnych dzieci, którzy okupowali sejmowe korytarze w 2018 roku wyraźnie pokazały, że nikogo z rządzących nie obchodzi ich los po porodzie.
I tak naprawdę chodzi o to, żeby dziecko urodzić, nieważne jak zdeformowane i niezdolne do życia. Co się dzieje potem? Tym się ci „obrońcy życia zajmować nie chcą”.
W efekcie przez Polskę i świat przetacza się właśnie fala protestów przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego. W wielkich miastach i małych miejscowościach, na ulicach i w internecie oburzone kobiety i mężczyźni wyrażają swój sprzeciw wobec działań rządzących.
Szczytne idee, które usiłują przekazać ludzie ze środowisk pro-life, tak naprawdę zabierają wiele praw kobietom, dotyczących ich zdrowia i życia, a usuwanie ciąż z płodami, które nie mają mózgu, nerek, głowy i nie mają najmniejszych szans na to, żeby przeżyć, nazywa się eugeniką i zabijaniem.
Środowiska konserwatywne i Episkopat w Polsce wyraża swoje zadowolenie z decyzji Trybunału. Zupełnie zapominają oni przy tym, że w Polsce żyją także osoby o innym światopoglądzie, przekonaniach czy wierze, które mają prawo do podjęcia własnych decyzji. W rządowej propagandzie, która uprawiana jest obecnie przez publiczne media w Polsce, zapomina się, że chodzi o prawo wyboru. Nie ma i nigdy nie było przymusu do przerywania ciąż. Jest wybór, który podejmuje kobieta (czasem ze wsparciem najbliższych, czasem bez) zgodnie ze swoim sumieniem. I tyle. Albo aż tyle:
W-Y-B-Ó-R.
I właśnie tego wyboru pozbawia się właśnie polskie kobiety.Akcje protestacyjne wciąż trwają. Polonia protestuje w Berlinie i w wielu europejskich miastach.
Magda Kowalska
KALENDARIUM
Newsletter